Harda
CHEREZINSKA E.nieprzyjazne twarze. Ponurych mężczyzn i kobiety, którzy chcieli
jej powiedzieć: „To nie twoje miejsce”. Szła coraz szybciej,
roztrącając ich. Bała się każdej straconej chwili. Gdy była już
blisko, usłyszała śpiew wewnątrz świątyni. Nie, nie śpiew. Ktoś o
potężnym głosie recytował Pieśń Najwyższego, ale to nie był
islandzki skald jej męża. Pod samą świątynią ludzi było już
mniej. Niemal biegła, ciągnąc Olofa za rękę. Nie zadawał pytań.
Miał spoconą dłoń. Zostały jej jakieś dwie dziesiątki kroków i
wtedy wrota świątyni rozwarły się i z wnętrza wyszedł
najpiękniejszy starzec, jakiego widziała w życiu. Wysoki,
potężny, szerokoplecy. Białe, długie włosy spływały mu na
ramiona. Siwa broda wydawała się jak z jedwabiu. Ubrany był w
szeroki, szary płaszcz z kapturem zarzuconym na ramiona.
---------